Jest
taki jeden materiał Montessori do nauki pojęć związanych z
formami terenu, tworzącymi się przy zetknięciu wody z lądem.
Dzieci uwielbiają pracować z tym materiałem, dlatego, że w jego
skład wchodzą takie – można by powiedzieć – foremki, do
których wlewa się wodę. Oprócz tego są drewniane tabliczki,
gdzie woda jest gładka, a ląd szorstki.
I
wtedy widać, że wyspa jest oblana wodą ze wszystkich stron, a
jezioro to woda otoczona lądem, a archipelag to dużo małych wysp
na oceanie. Kiedy dziecko już naleje sobie wodę, dopasuje podpisy i
poćwiczy zapamiętywanie poszczególnych nazw, wtedy zwykle
proponujemy mu zrobienie sobie własnej książki, gdzie będą
wszystkie te formy. Można zrobić własne rysunki, można zrobić
frottage korzystając z szorstkich tabliczek, albo poszukać na
przykład zatoki, albo półwyspu na mapie i je przekalkować.
Proponujemy to zawsze, z przekonaniem, że jest to jeszcze jedna
forma ćwiczenia ręki i ćwiczenia pamięci. Dużo już takich
książek powstało. Jedna została na półce w klasie, by świecić
przykładem, inne zostały wzięte do domu, albo czekają gdzieś w
szkole i czekają na lepsze czasy. Ale ostatnio zdarzyło się coś,
co w całej krasie ukazało mi sens namawiania dzieci do takich
działań, coś co mnie wewnętrznie rozpromieniło i wyzwoliło dużo
nauczycielskiego entuzjazmu.
Dostaliśmy
do klasy nowy materiał powiązany z tamtym. Jest to płócienna mata
z nadrukiem fikcyjnej mapy, na której znajdują się wszystkie te
formy: jezioro, zatoka, wyspa, półwysep, archipelag, cieśnina i
przesmyk. Do tego są: drewniany samochodzik, drewniany samolocik i
drewniana łódka oraz karty z poleceniami. Polecenia są tego typu:
pojedź samochodem do końca półwyspu, opłyń wyspę łódką,
znajdź jezioro na wyspie itd. Są one coraz trudniejsze i coraz
bardziej złożone.
Do
pracy z tym materiałem zabrała się ostatnio ochoczo trójka
drugoklasistów. I już widzę jak mała M. ledwo co przeczytała
pierwsze polecenie, a już obraca się do mnie z pytaniem:” Proszę
paniii, a co to jest cieśnina?”. Nie zdążyłam zareagować, bo
uprzedził mnie pracujący z nią S., mówiąc: „Nie pytaj pani.
Musimy wykorzystać zdobytą wiedzę.” Po czym wstał i udał się
do swojej ławki, na której ma tę zgromadzoną przez siebie wiedzę
i mnóstwo innych skarbów. Przyniósł książkę, którą zrobił
sam, pracując z opisywanym wcześniej materiałem, otworzył na
stronie gdzie ma cieśninę i już – wszyscy wiedzą co to jest
cieśnina. Chciałam go wyściskać i obcałować, ale oddaliłam się
dyskretnie i do samego końca ich pracy nie zostałam już o nic
zapytana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz