Mnie nie było na początku roku, ale Pani M. powiedziała mi, że ten pierwszoklasista w ogóle nie chciał rysować ani kolorować. Twierdził, że nie potrafi.
W zeszłym tygodniu powstało to dzieło, jako rysunek do listu napisanego do jednego z dzieci z amerykańskiej szkoły (rozpoczęliśmy, na razie bardzo powoli, akcję - korespondencja między uczniami... no nie jest to łatwe wyegzekwować list od każdego...). Kiedy pani od angielskiego skomentowała z zachwytem rysunek, ów pierwszoklasista spojrzał na niego z dumą i powiedział: Noo, umiem robić takie rzeczy!
W swej istocie, nadal, nauczycielskie przemyślenia; nauczycielki, która wyjechała i chwilowo nauczycielką być nie może...
piątek, 18 marca 2016
niedziela, 6 marca 2016
już z Krakowa
Dobrze jest wrócić do miejsca, gdzie na ciebie czekają. A ja właśnie, ponad tydzień temu, do takiego miejsca wróciłam. Mam już za sobą tydzień pracy. I sytuacja wydaje się idealna, bo cieszę się, że na te pół roku wyjechałam, ale też cieszę się, że wróciłam. Trochę się czuję jakby był wrzesień, a tu wakacje już za cztery miesiące...
Moi uczniowie i ci starzy i ci nowi (którzy mnie nigdy na oczy nie widzieli i żyli mitem Pani Jadwigi przez pięć miesięcy) powitali mnie ogromnym, wystawnym śniadaniem. Dostałam listy powitalne, rysunki i kilka własnoręcznie odrysowanych map Ameryki Północnej z zaznaczonym jednym jedynym miastem - Cincinnati. Dobrze spojrzeć z dystansu na swoją pracę, dobrze czasem porównać się z innymi, wypełnić głowę nowymi pomysłami, zatęsknić za uczniami i za tymi, z którymi się na co dzień pracuje. Po powrocie dalej twierdzę, że robimy dobrą robotę, a dzięki takim wyjazdom (nie tylko moim, bo ostatnio pani M. i dwie inne cudowne panie były na tydzień w szkole Montessori w Erfurcie) może być tylko coraz lepiej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)