czwartek, 26 maja 2016

Witaj złotooku!

źródło: http://plfoto.com/, autor: Tosi

Owad z powyższego zdjęcia zawitał ostatnio do mojego mieszkania i mimo, że widziałam takie owady już niezliczoną ilość razy w moim życiu, to dopiero teraz mogłam przywitać go tym okrzykiem. Okrzykiem: "Witaj złotooku!". Mogłam to zrobić za sprawą tygodnia przyrodniczego, który odbył się w naszej szkole na początku maja, a tematem przewodnim były właśnie owady.

Razem z naszymi uczniami odkrywaliśmy ich niezwykły świat. Zaczęliśmy tydzień prostą, ale pełną treści i humoru prezentacją o owadach, którą przygotowała Pani Od Przyrody. Dzięki tej prezentacji już wiemy, że owadów w żadnym razie nie należy nazywać robalami i że każdy owad ma sześć odnóży, więc pająki oczywiście nie są owadami. Następnego dnia czekały nas kolejne niezwykłe przygody... Na przykład warsztaty zorganizowane przez Pana Od Historii. Opowiedział nam o tym jak w starożytności używano glinianych naczyń wypełnionych pszczołami jako amunicji przy oblężeniu miast. Konstruowaliśmy sami takie pociski - robiliśmy pszczoły z orzechów włoskich i wrzucaliśmy je do glinianych doniczek, które następnie zaklejaliśmy taśmą. Kolejny dzień spędziliśmy we wspaniałym muzeum motyli w Bochni. Jego właściciel to prawdziwy pasjonat - kolekcjoner, któremu nie jest straszna grupa pięćdziesięciu żądnych wiedzy dzieci. Oprowadził nas po swoim królestwie, opowiadając mnóstwo ciekawych historii o motylach i pokazując przeróżne ciekawe okazy. Potem gościliśmy w szkole grupę pszczelarzy, którzy przynieśli do szkoły pszczoły za szybką, małe stroje pszczelarskie w liczbie chyba dwadzieścia (żeby się dzieci mogły poprzebierać) oraz miód i pyłek kwiatowy. A zakończyliśmy w piątek wystawą projektów, nad którymi dzieci pracowały, kiedy akurat nie oglądały pszczół i motyli ani nie degustowały miodu.
Cała akcja bardzo udana! Zainteresowanie owadami wzrosło zarówno u dzieci jak i u nauczycieli. A następnego tygodnia gościliśmy na naszym podwórku bardzo ekskluzywny rój pszczół, który postanowił widocznie przylecieć na podwórko szkoły, w której coś się o owadach wie... I znajomy pszczelarz tym to sposobem się obłowił...














niedziela, 8 maja 2016

ewakuacja z tramwaju

W ostatni piątek - miły i słoneczny - pojechaliśmy z samego rana na drugi koniec Krakowa do Ogrodu Doświadczeń. Wszyscy zdążyli (a zbiórka była o 7.30) i dojechaliśmy na czas. Co prawda na miejscu mieliśmy problemy z kartą płatniczą i z pomyłką w przydzieleniu grup na warsztaty, ale poza tym wszystko udało się wybornie. Ja towarzyszyłam grupie młodszych dzieci. Najpierw mieliśmy krótkie warsztaty geologiczne. Jest tam miejsce gdzie stoi kilka naprawdę dużych skał, naokoło których dzieci mogą stanąć i dotykać ich do woli. Drugoklasista M. z grupy Niedźwiedzi, przytulił się do jednej ze skał i powiedział z rozmarzeniem w głosie: Gdyby on cały był mój...
Potem w przyspieszonym tempie zwiedziliśmy resztę parku, bo niestety nasz przewodnik musiał spieszyć do kolejnej grupy. Ale na koniec była atrakcja specjalna - lody! Nie jest to takie znowu częste wydarzenie dla naszych uczniów, bo zawsze podczas wycieczek szerokim łukiem omijamy sklepiki z pamiątkami i kioski ze słodyczami. Ale tym razem dzień wcześniej specjalna delegacja dzieci powiedziała nam o tych bardzo wyjątkowych lodach, które są tam sprzedawane, no więc były nawet lody.
Lecz, tak naprawdę, największą atrakcją nie były te lody, tylko wykolejony tramwaj, co spotkało nas na sam koniec wycieczki. Jechaliśmy już do szkoły. Cieszyłyśmy się z panią M. tym, że tramwaj jest bezpośredni i w dodatku w miarę pusty. A tutaj około czterech przystanków przed szkołą - stoimy. I stoimy i dalej stoimy... Drzwi się otwierają i trzeba się ewakuować. Miejsce ciekawe (dla tych co się orientują: przy ul. Dietla): z jednej strony płotek przytorowy, z drugiej ściana tramwaju i przed nami około pięć tramwajów, bo nie wykoleił się nasz tylko jakiś z przodu. Tak więc bardzo elegancko, gęsiego przeszliśmy wraz z wszystkimi innymi ludźmi wzdłuż tych pięciu tramwajów i szczęśliwie dotarliśmy na przystanek, z którego jechały już tramwaje w stronę naszej szkoły. Niby mała, zwykła przygoda, ale z ponad czterdziestką dzieci nabiera kolorytu. No i myślę, że oni zapamiętają z tej wycieczki przede wszystkim to przeciskanie się wzdłuż płotu i ciągu tramwajów.