Bardzo
lubię jeździć na wycieczki z naszymi dziećmi. Zawsze się coś
ciekawego dzieje, oni są żądni wrażeń i nas tą swoją
ciekawością zarażają. To jest piękny i prosty sposób na uczenie
się i nie chodzi tylko o zdobywanie nowej wiedzy, ale o odnalezienie się w całym kontekście, często nowym kontekście: podróż tramwajem
lub autokarem, nowi ludzie, nowe miejsca, inny jest posiłek, inna
toaleta i szereg przeróżnych szczegółów, które wymagają
uczenia się nowych zachowań.
Ale
mimo że lubię wycieczki i widzę ich wielką wartość, to jednak
właściwie zawsze wracam z nich umęczona. A w zeszłym tygodniu - magia - wróciłam z takiej, na której naprawdę mogłam się zrelaksować,
nie stresując się, że dzieci są zaniedbane.
Byliśmy
w Czasławiu niedaleko Dobczyc (godzina od Krakowa) w miejscu, które
nazywa się Zaczarowane Wzgórze. Trochę mnie rozbawiła ta nazwa i
nie bardzo wierzyłam w te czary. Ale kiedy już tam dotarliśmy –
dałam się im opanować i już wierzę w czary na wzgórzu w
Czasławiu i chętnie tam wrócę, by znowu się im poddać.
Po
pierwsze: okolica. Piękne zielone wzgórza, z niewielką ilością
zabudowań. Niesamowity widok, dający głębokie wytchnienie i
spokój.
Po
drugie: przygotowane otoczenie (posługując się nomenklaturą Marii
Montessori). Teren jest spory, ogrodzony. Znajduje się tam mini-ZOO,
w którym są kury, gęsi, indyk, świnie, kozy, owce, barany,
króliki i świnki morskie z fantazyjnymi fryzurami. Oprócz tego
można spotkać swobodnie przechadzające się koty no i jest tam ok.
30 koni i osiołek. Jest plac zabaw – bardzo prosty i estetyczny.
Zewnętrzna zadaszona kuchnia z piecem opalanym drewnem oraz miejsce
na ognisko. Są też stajnie, ujeżdżalnia i zabudowania mieszkalne.
My byliśmy w jednym drewnianym budynku, w sporej jadalni z długimi
stołami i wielkimi oknami, za którymi jest ten kojący widok
zielonych pagórków. Nie było tam nic zbędnego, brzydkiego,
niepotrzebnego; a równocześnie wszystko było urządzone porządnie,
funkcjonalnie i po prostu ładnie.
Po
trzecie: pracownicy tego miejsca. Naszą grupą zaopiekowała się
dwójka młodych ludzi. Chłopak i dziewczyna: uśmiechnięci,
otwarci, bezpretensjonalni, a przy tym profesjonalni i mający
świetny kontakt z dziećmi. Może to dziwnie brzmi - aż tyle
superlatywów w jednym zdaniu, ale miałam okazję poznać wielu
ludzi prowadzących dla dzieci lekcje, warsztaty, wykłady i tutaj
nie mogłabym się doczepić do niczego.
Po
czwarte: organizacja i tematyka zajęć. W ciągu pięciu godzin
pobytu na Zaczarowanym wzgórzu
dzieci miały okazję: pokarmić zwierzęta w mini-ZOO, przejechać
się na koniu, zwiedzić stajnię, pobiegać po lesie i uczestniczyć
w leśnych „wykopaliskach archeologicznych” (sposób na dokładne
zbadanie ściółki leśnej), poszaleć na placu zabaw, zrobić sobie
filcowe przypinki. Ponadto nasz opiekun pan S. pokazał nam węże,
które sam zeskrobał z jezdni i wrzucił do słoików z formaliną,
oglądnęliśmy ul od środka, zobaczyliśmy budki lęgowe dla ptaków
i pogadaliśmy z sikorką. No i zjedliśmy racuchy na obiad. I nie
wiem jak to się stało, ale nie czułam pośpiechu, ani przesytu...
To chyba czary...
Dzieci
wysunęły propozycję, by przenieść tam naszą szkołę