Dwa
tygodnie temu w naszej szkole mieliśmy tydzień poświęcony
kulturze szlacheckiej. Tak jak kiedyś było o mitologii, potem o
legendach słowiańskich, a przyrodniczo o ziołach, Wiśle i w tym
roku o geologii. Po prostu cały tydzień tylko szlachta i szlachta.
W pierwszych dniach dzieci haftowały (jakie to piękne widzieć
haftujących z zapałem chłopców z szóstej klasy) , zajmowały się
iluminacją, kaligrafowaniem i robieniem pieczęci lakowych. Potem
swoje wyroby miały sprzedać na jarmarku, który był jednym z
ważniejszych punktów szlacheckiego tygodnia. Pomysł był taki, że
uczniowie sprzedają, a nauczyciele kupują za, przygotowane na tą
okoliczność, dukaty. Trochę nam wyszedł taki średniowieczny. Ale
tak czy siak przeszedł nasze oczekiwania, bo w takich sytuacjach
nasi uczniowie naprawdę prześcigają się w kreatywności, a ich
zapał sięga zenitu. Kiedy już wszystko poukładali, to
stwierdziłam, że brakuje tylko zwierząt w klatkach i smrodu. A
więc oto co tam było:
- stoiska z haftami i pieczęciami
- punkty gastronomiczne: ogórki kiszone, chleb ze smalcem, chleb z powidłem
- stoisko z herbami, robiono także herby na zamówienie
- stoisko z bronią
- stoisko kaligraficzne – można było sobie wybrać sentencję z przedługaśnej listy i kaligrafowano ją na poczekaniu
- kuglarze: przedstawienia kukiełkowe, żonglowanie oraz magiczne sztuczki
- mnich sprzedający modlitwę „Ojcze nasz” na jakiś skrawkach papieru
i
oprócz tego gwar, śmiech i rozgardiasz. Wydaliśmy wszystkie nasze
dukaty mimo porządnego targowania się i cieszyliśmy się, że tym
razem z czystym sumieniem możemy im pozwolić na tak głośne
zachowanie. Przecież to jarmark.
Świetny pomysł z tym jarmarkiem. Bardzo lubię Twojego bloga! Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńbardzo mi miło:) Dziekuję
OdpowiedzUsuń