niedziela, 15 czerwca 2014

czary na wzgórzu

Bardzo lubię jeździć na wycieczki z naszymi dziećmi. Zawsze się coś ciekawego dzieje, oni są żądni wrażeń i nas tą swoją ciekawością zarażają. To jest piękny i prosty sposób na uczenie się i nie chodzi tylko o zdobywanie nowej wiedzy, ale o odnalezienie się w całym kontekście, często nowym kontekście: podróż tramwajem lub autokarem, nowi ludzie, nowe miejsca, inny jest posiłek, inna toaleta i szereg przeróżnych szczegółów, które wymagają uczenia się nowych zachowań.
Ale mimo że lubię wycieczki i widzę ich wielką wartość, to jednak właściwie zawsze wracam z nich umęczona. A w zeszłym tygodniu - magia - wróciłam z takiej, na której naprawdę mogłam się zrelaksować, nie stresując się, że dzieci są zaniedbane.
Byliśmy w Czasławiu niedaleko Dobczyc (godzina od Krakowa) w miejscu, które nazywa się Zaczarowane Wzgórze. Trochę mnie rozbawiła ta nazwa i nie bardzo wierzyłam w te czary. Ale kiedy już tam dotarliśmy – dałam się im opanować i już wierzę w czary na wzgórzu w Czasławiu i chętnie tam wrócę, by znowu się im poddać.
Po pierwsze: okolica. Piękne zielone wzgórza, z niewielką ilością zabudowań. Niesamowity widok, dający głębokie wytchnienie i spokój.
Po drugie: przygotowane otoczenie (posługując się nomenklaturą Marii Montessori). Teren jest spory, ogrodzony. Znajduje się tam mini-ZOO, w którym są kury, gęsi, indyk, świnie, kozy, owce, barany, króliki i świnki morskie z fantazyjnymi fryzurami. Oprócz tego można spotkać swobodnie przechadzające się koty no i jest tam ok. 30 koni i osiołek. Jest plac zabaw – bardzo prosty i estetyczny. Zewnętrzna zadaszona kuchnia z piecem opalanym drewnem oraz miejsce na ognisko. Są też stajnie, ujeżdżalnia i zabudowania mieszkalne. My byliśmy w jednym drewnianym budynku, w sporej jadalni z długimi stołami i wielkimi oknami, za którymi jest ten kojący widok zielonych pagórków. Nie było tam nic zbędnego, brzydkiego, niepotrzebnego; a równocześnie wszystko było urządzone porządnie, funkcjonalnie i po prostu ładnie.
Po trzecie: pracownicy tego miejsca. Naszą grupą zaopiekowała się dwójka młodych ludzi. Chłopak i dziewczyna: uśmiechnięci, otwarci, bezpretensjonalni, a przy tym profesjonalni i mający świetny kontakt z dziećmi. Może to dziwnie brzmi - aż tyle superlatywów w jednym zdaniu, ale miałam okazję poznać wielu ludzi prowadzących dla dzieci lekcje, warsztaty, wykłady i tutaj nie mogłabym się doczepić do niczego.
Po czwarte: organizacja i tematyka zajęć. W ciągu pięciu godzin pobytu na Zaczarowanym wzgórzu dzieci miały okazję: pokarmić zwierzęta w mini-ZOO, przejechać się na koniu, zwiedzić stajnię, pobiegać po lesie i uczestniczyć w leśnych „wykopaliskach archeologicznych” (sposób na dokładne zbadanie ściółki leśnej), poszaleć na placu zabaw, zrobić sobie filcowe przypinki. Ponadto nasz opiekun pan S. pokazał nam węże, które sam zeskrobał z jezdni i wrzucił do słoików z formaliną, oglądnęliśmy ul od środka, zobaczyliśmy budki lęgowe dla ptaków i pogadaliśmy z sikorką. No i zjedliśmy racuchy na obiad. I nie wiem jak to się stało, ale nie czułam pośpiechu, ani przesytu... To chyba czary...
Dzieci wysunęły propozycję, by przenieść tam naszą szkołę



1 komentarz:

  1. Byliśmy i my! I mam nadzieję, że wrócimy na Zaczarowane Wzgórze:)

    OdpowiedzUsuń