Miły
był dzień nauczyciela, bo był wolny. Jednak, jak by się nie
lubiło swojej pracy, to miło jest dostać w prezencie taki wolny
dzień w środku tygodnia. A wieczorem byliśmy i tak wszyscy w
szkole, żeby wspólnie świętować. Wokół dużego stołu z
pozestawianych ze sobą ławek siedzieliśmy i cieszyliśmy się z
naszej szkoły razem: była pani M. i pani M2 i pani od przyrody i
panie dyrektor i pan od wf-u i pan od historii i ksiądz i jeszcze
dużo innych bohaterów szkolnej codzienności.
Ale
miły był też dzień przed dniem nauczyciela. Bo dzieci postanowiły
go świętować razem z nami. Od rana nie wpuszczano nas do klasy, bo
szykowała się tam niespodzianka. Stałyśmy z panią M. pod salą i
cieszyłyśmy się nastrojem świątecznego podniecenia. Mamy z
trójek klasowych wchodziły i wychodziły z sal, dzieci wyglądały
na korytarz i zwoływały się nawzajem. Kiedy wreszcie pozwolono nam
wejść zastałyśmy ich z kwiatami i tymi oczami w ramce. To są
oczy całej naszej klasy: figlarne, zadziorne, srogie, zdecydowane,
zapłakane, nieśmiałe, uśmiechnięte, rozmarzone. Potem
siedzieliśmy razem i zgadywaliśmy czyje są które oczy i jedliśmy
szarlotkę, którą upiekłam zainspirowana przez panią M.
oczywiście. A później jeszcze co chwilę przychodziły dzieci ze
starszych klas – nasi dawni uczniowie - i częstowali nas zrobionymi
przez siebie ciastami. I wszyscy patrzyli na te oczy i zgadywali
czyje są które. Jakie to szczęście mieć te oczy na żywo, dzień po dniu. Chociaż czasem wydaje się, że jest tak ciężko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz