Mimo
że byłam wychowywana w rodzinie, w której mówiono mi, że święty
Mikołaj był biskupem i jeśli przychodził do nas Mikołaj, to
właśnie w takim tradycyjnym biskupim stroju i z pastorałem, to
jednak działały na moją wyobraźnię kolorowe bajki Disney'a,
gdzie Mikołaj miał zaprzęg z reniferami, a przede wszystkim miał
fabrykę prezentów, w której pracowicie uwijały się elfy,
krasnale lub skrzaty (zależy od wersji takiej kolorowej bajki). I
chyba trochę z tego obrazu zrodził się, pięć lat temu, pomysł,
żeby w naszej szkole zorganizować taką przedświąteczną fabrykę
prezentów i ozdób choinkowych.
Na
początku było skromnie, bo było niewiele dzieci. Teraz kiedy jest
ich już prawie setka – fabryka naprawdę jest imponująca. W
praktyce wygląda to tak:
przeznaczamy
na to wydarzenie cały szkolny dzień, dzieci nie zajmują się
wtedy niczym innym
w
każdej sali jest po kilka stanowisk
nauczyciele
wcześniej zgłaszają swoje pomysły na stanowiska i potem są
odpowiedzialni za dane stanowisko (muszą na przykład zgłosić
osobie koordynującej jakie materiały będą potrzebne)
w
ten dzień dzieci mogą swobodnie przemieszczać się między
salami, żeby mieć możliwość zrobienia różnych rzeczy
jeśli
na jakimś stanowisku w danym momencie nie ma miejsca, to nauczyciel
odpowiedzialny za nie odsyła dziecko do innego
na
bardziej obleganych stanowiskach są listy z zapisami
pod
koniec każda klasa sprząta swoją salę
Stanowiska,
które mieliśmy w tym roku: notesy i kalendarze własnego projektu,
zakładki filcowe i zakładki decoupage, cukierki z sentencją
(przepisywanie sentencji i ozdobne pakowanie cukierka z tą
sentencją), papier ozdobny do pakowania, papier czerpany, soutache
(szyta biżuteria), malowanie baniek, malowanie odlewów gipsowych,
ozdabianie baniek styropianowych sznurkiem, haft matematyczny,
decoupage na świeczkach, lukrowanie pierników, ozdoby szyte na
maszynie.
I
najpiękniejsze jest to jak dzieci są zaangażowane w tą pracę,
jak przejęte i szczęśliwe (wiele z nich mówi, że to jest
najlepszy dzień w całym roku szkolnym). Chłopcy z szóstej klasy,
których właściwie można by nie ściągać z boiska, w ten dzień
pochylają się w skupieniu nad haftowaniem, albo szyciem na maszynie
– jedyny w swoim rodzaju widok... Oni tego potrzebują jak tlenu. W
tym się znajdują i spełniają, w ten sposób ćwiczą cierpliwość,
skupienie i kreatywność. Pracują ręce, pracuje głowa i jest
wytwór tej pracy – własne, niepowtarzalne dzieło. I można iść
do następnego stanowiska, żeby zrobić kolejne. I tak właśnie
powinna wyglądać fabryka świętego Mikołaja.