Niektórzy
uważają, że dzieci w naszej szkole nic nie robią, inni, że robią
co chcą... Nie ma podręczników, nie ma dwunastu zeszytów ćwiczeń,
nie ma zadań domowych... Wniosek jest prosty – nic nie robią i
jeszcze do tego są niezdyscyplinowane, nie będą umiały pisać
testów i nie poradzą sobie w życiu.
A my,
jak zupełni wariaci, wciągamy ich w to i sami już w tym jesteśmy
po uszy. I inaczej wydaje nam się dziwnie, bo w tym widzimy
prawdziwą wartość. I nie chcemy dwunastu zeszytów ćwiczeń.
Ostatnio zorganizowaliśmy wystawę prac, które dzieci tworzyły
podczas pracy własnej. Nie robiły tego specjalnie na tę wystawę,
tylko w ten sposób się uczą. To są rzeczy, które chciały
zrobić, bo same je wymyśliły, bo tego chciały się akurat uczyć;
albo spodobała im się nasza sugestia, albo zainspirowały się
pracą innego dziecka. Mały ułamek na zdjęciach. Ich dumy nie da się tu pokazać. Musicie sobie wyobrazić...
A jak to jest z nauką tego, czego dzieci nie chcą się uczyć ? Szczególnie u dzieci starszych, gdzie już są często cieższe przedmioty? Bo domyślam się, że materiał musi być nauczony i jakieś egzaminy na końcu zdane w różnych momentach w życiu, więc ciekawa jestem jak by to wyglądało w szkole Montessori? Z ciekawości pytam, bo nie wiem :)
OdpowiedzUsuńZ nauką tego czego dzieci nie chcą się uczyć jest ciężko zawsze:) I w naszej szkole i w szkole tradycyjnej... Nie mamy magicznej różdżki, która sprawa, że dzieci będą chciały się uczyć wszystkiego i wszystko będą umiały, ale w szkołach tradycyjnych tez nie mają takiej różdżki... Staramy się "podejść" dzieci na różne sposoby i przemycać treści w różny sposób. Bardzo dużo rozmawiamy na ten temat między nauczycielami, dzielimy się pomysłami, bardzo pomocne są materiały dydaktyczne, którymi dysponujemy.
UsuńW starszych klasach dzieci mają też, oprócz pracy własnej, lekcje przedmiotowe.
Dziękuję za odpowiedź - o te lekcje przedmiotowe mi chodziło przede wszystkim. Cieszę się, że takowe mają :)
OdpowiedzUsuń