sobota, 18 stycznia 2014

dobra uczennica

Wczoraj rozmawiałam z pewnym miłym i elokwentnym panem, który chciał, abym przekonała go o wyższości szkoły Montessori nad tradycyjną. Moje argumenty mu się podobały, ale nie uważał ich za wystarczające. Ja też może nie do końca się przyłożyłam, bo nie wydaje mi się, żeby każdego należało przekonywać do tej metody. Jednego to zachwyci, inny stwierdzi, że to niemożliwe i tak się nie da. Ale jak myślę sobie o mojej edukacji, o tych godzinach spędzonych w ławce i jak widzę moich uczniów, to naprawdę im zazdroszczę. Na przykład N., która chodzi do nas od roku. W poprzedniej szkole szło jej wszystko świetnie, więc nie pojawiła się u nas – tak jak wiele innych dzieci – z powodu dysleksji/dysgrafii/dyskalkulii i szczególnego gnębienia. Pojawiła się z innych powodów. I rozwinęła skrzydła na całego. Ma pomysł za pomysłem i muszę powiedzieć, z pełnym szacunkiem, że ¾ z nich realizuje, a więc oto niektóre z jej prac:
  • książeczka z opisem części ciała i ich funkcji u ssaka, płaza, gada, ptaka, ryby
  • książeczka o budowie ziemi, z rysunkami i opisem rzecz jasna
  • książeczka z rysunkami najważniejszych zbóż i krótkimi informacjami na ich temat
  • wykres temperatur w listopadzie
  • książeczka z rysunkami i opisami wybranych ssaków żyjących w Europie
  • gra planszowa z zadaniami z mnożenia i dzielenia
  • książeczka opisująca piaski z różnych miejsc świata (wykorzystała do tego materiał, który mamy w klasie). Do każdego piasku odrysowała małą mapkę, która pokazuje gdzie jest miejsce skąd został przywieziony dany piasek.
  • stoi i czeka na lepsze czasy projekt małych książeczek z najważniejszymi informacjami o wszystkich krajach Europy
  • ostatnio jest wola do zrobienie pracy o rodzajach chmur
Napisałam akurat o N., która rzeczywiście robi wiele rzeczy i wciąż znajduje w sobie entuzjazm do nowych poszukiwań. Ale ja byłabym szczęśliwa, gdybym zrobiła choć połowę z tego w czasie mojej sześcioletniej podstawówki. A byłam bardzo dobrą uczennicą...

2 komentarze: