sobota, 29 czerwca 2013

Moi trzecioklasiści


Zakończenie roku szkolnego to jest miły dzień, nawet kiedy pada deszcz. I miło jest następnego dnia jeść śniadanie przy stole zastawionym kwiatami. Ale w rankingu najmilszych rzeczy zwyciężają te:
  • Mama trzecioklasisty P.: „Ja chciałam Pani bardzo podziękować. Bo to, że P. jest taki to też pani zasługa. I wie pani, on uwielbia szkołę. Bardzo chcieliśmy to osiągnąć i myśleliśmy, że w naszym systemie edukacji jest to niemożliwe, ale tutaj, wam się to udało.”
  • Książka Dzikie stwory. Sztuka wychowania chłopców z dedykacją: „Jadwidze za 3 lata udanej pracy nad naszym synem”.
  • Kartka z podziękowaniem napisanym po włosku przez O. To taki chłopiec, z którym wiele pracowałam i ostatnio zaczął chodzić do mnie na dodatkowe zajęcia z języka włoskiego. I specjalnie zadzwonił do cioci z Włoch, żeby się dowiedzieć jak napisać to podziękowanie.
  • I rzeźba zrobiona własnoręcznie przez pierwszoklasistkę M. Zrobiła taką bardzo sympatyczną dziewczynkę, którą mogę sobie posadzić na półce.
  • A pani M2 dostała naszyjnik, który jej uczeń kupił za pieniądze, które dostał na dzień dziecka. I czekał z tym naszyjnikiem przez miesiąc, żeby jej wręczyć na zakończenie roku!
    .
To były naprawdę dobre trzy lata.

wtorek, 25 czerwca 2013

Zielono i szkolnie - ostatnia prosta

Jesteśmy na Zielonej Szkole. Myślałam, że pierwsze dwa dni będą najtrudniejsze, a potem to już z górki, bo wszyscy się przyzwyczają, że nie ma rodziców, że śniadanie jest o ósmej, że po śniadaniu sprzątamy pokoje, że trzeba się zapytać czy można odejść od stołu, że zorientują się, że należy umyć włosy i nie będą narzekać, że są głodni, albo zmęczeni, albo, że jest nudno, albo że tęsknią, albo: „proszę pani, a czy dzisiaj będziemy się kąpać w basenie, a czy możemy iść na boisko, a co się dzisiaj będzie działo, a on już się strasznie długo huśta na huśtawce, a ja jeszcze się w ogóle nie huśtałam, proszę pani chciałbym siedzieć przy innym stole, bo oni tam przeklinają, a kiedy pójdziemy do sklepu...?” No a tu właściwie z dnia na dzień coraz ciężej, coraz większe zmęczenie wewnętrzne i zewnętrzne. Pani A., jedna z nas pięciu, opiekujących się tą czterdziestoosobową gromadką, stwierdziła, że to chyba dlatego, że z dnia na dzień coraz bardziej wchodzimy w ich historie, w ich różne problemy. Bo można by ich zdrutować, zakazać, nakazać i się nie przejmować. No ale my słuchamy, słuchamy, patrzymy, jesteśmy. A potem rozmawiamy o tych dzieciach i właściwie to rzadko o czymkolwiek innym, nawet jak się staramy. I te rozmowy się ciągną bez końca, bo to jest czterdzieści różnych światów do omówienia... Ale już naprawdę za trzy dni wakacje.

środa, 5 czerwca 2013

Może jeszcze pana pszczelarza

Czerwiec. Kiedy nauczyciel słyszy to słowo, to przechodzą go ciarki. Chociaż może jest w tym też coś z dreszczu emocji, bo w końcu za miesiąc wakacje, ale to wszystko co stoi wcześniej na przeszkodzie, nie pozwala na przedwczesną euforię.
I tak rozpoczynam ten czerwiec w mojej szkole i myślę sobie: no nie dajemy sobie raczej luzu i spokojnego czasu na klasyfikację, wypisywanie świadectw i powolne domykanie tego roku szkolnego i przygotowanie się do kolejnego, bo u nas w czerwcu będzie się działo... i to intensywnie, i na wszystkich frontach.
Zacznijmy od tego, że już jest ciężko, bo ciągle pada. I nie chodzi mi o to, że nie lubię deszczu, bo wolę jak świeci słońce. Nie – chodzi o problem zasadniczy – w naszej szkole przecieka dach. Nie jest to na pewno dobra reklama, ale też nie da się tego w żaden sposób ukryć i na pewno plotki na ten temat krążą po Krakowie. Przecieka i to w wielu miejscach. Na szczęście jest nieoceniona pani woźna, która zawsze czujnie czeka z miskami, wiadrami i mopem. My robimy zdjęcia, bo wszystko wygląda na to, że w wakacje zostanie dach załatany, więc liczymy, że potem będziemy z nostalgią wspominać te wiaderka porozstawiane w różnych miejscach. Ale dach to jest problem generalny – utrudniający i rozpraszający, natomiast kolejne sprawy, to takie, które my sami sobie fundujemy. A więc zaczynamy od dnia sportu. Sprawa klasyczna – czerwcowa. Będzie jutro, myślę, że raczej na mokro. Następnie w weekend uroczyste zakończenie kursu Montessori, w którym uczestniczyli właściwie wszyscy nauczyciele z naszej szkoły, a prowadzili go dla nas przeuroczy niemieccy nauczyciele z Erfurtu. Wiąże się to z organizacją bankietu w budynku naszej przeciekającej szkoły i prezenty, wzruszenia, podziękowania, jedzenie i może tańce... Od poniedziałku rozpoczynamy tygodniowy festiwal literacki dla całej szkoły o tematyce „Baśnie słowiańskie”. W trakcie tego tygodnia trzeba gdzieś wcisnąć niezwykłą lekcję przyrody – przyjadą do nas ludzie z żywymi ptakami. No i w innym terminie nie mogą... Musimy też zrobić ostatnie próby przedstawień przygotowywanych na piknik rodzinny, który z kolei jest planowany na kolejny weekend czerwca (niech żyje czerwiec!). Potem już tylko rada klasyfikacyjna i wypisywanie świadectw. Wszystko uwieńczymy Zieloną szkołą na Roztoczu. Ale może dałoby się jeszcze w jakimś momencie zaprosić pana pszczelarza, który opowiada w bardzo ciekawy sposób o swoim zawodzie. Aha i zapomniałabym o dniach adaptacyjnych dla przyszłorocznych uczniów i o zebraniu informacyjnym dla ich rodziców.
Ani się obejrzę, a już będzie koniec czerwca. Może nie będzie padać. I pewnie będę się cieszyć, że tak wiele dobrego udało się zrobić i udało się przeżyć.