Szkoła
przy Xavier University w Cincinnati istnieje już od 47 lat. Jest
niewielka – dwie grupy przedszkolne, jedna grupa dzieci w wieku 6
do 9 lat i jedna dość nowa (istnieje od trzech lat) grupa dzieci w
wieku 9 do 12 lat. Jest szkołą, która służy uniwersytetowi jako
„szkoła ćwiczeń”, co oznacza ciągłe hospitacje, praktyki,
zmieniających się nauczycieli, sale, które równocześnie są
salami wykładowymi. Budynek na tego rodzaju przedsięwzięcie bardzo
niewygodny – jeden z budynków uniwersytetu, kilkupiętrowy, z dużą
ilością korytarzy i zatrzaskujących się przed nosem drzwi
przeciwpożarowych. Naokoło kampus – budynki, budynki, studenci,
studenci, mały plac zabaw, brak porządnego ogrodzonego „wybiegu”
dla dzieci, brak parkingu dla rodziców. A więc w sumie
przedsięwzięcie karkołomne... A jednak kiedy weszłam rano do
sali, to poczułam atmosferę prawdziwej pracy własnej. Mimo dużej
ilości dzieci (29) w nie bardzo dużej sali, nie czuło się, że
jest ciasno, głośno, czy nerwowo. Dzieci zajmowały się bardzo
różnymi rzeczami – widziałam prace z mapami, opisy zwierząt,
znaczki, liczydła, ale też prace ręczne typu szycie, czy
malowanie. Wszyscy, bo i nauczycieli i dzieci, porozumiewali się
przyjemnie ściszonym głosem. Drugie śniadanie przy trzyosobowym
stoliku na korytarzu z klepsydrą wyznaczającą maksymalny czas
posiedzenia. Jedynym zgrzytem była wspólna wycieczka do łazienki o
ściśle określonej godzinie, ale to ze względów lokalowych
(wyprawa na drugie piętro). Ujęła mnie też sala – podobna do
tak wielu sal w szkołach Montessori, które już widziałam - ale
jednak wydała mi się bardzo uporządkowana, półki nieprzeładowane
zbędnymi materiałami; wszystko na miarę.
Spędziłam
też chwilę u starszych dzieci (upper elementary) i zakochałam się
w ich wychowawcy (niestety żonaty...). Wystarczyło posiedzieć w
jego klasie 15 minut i od razu można było zobaczyć jak bardzo jest uważny, jak dobre
relacje ma z uczniami, jak buduje z nimi więź i scala grupę.
Jeszcze
jeśli chodzi o brak parkingu, to i na to znalazło się rozwiązanie.
Przy wejściu do szkoły ustawia się kolejka aut. Przed wejściem
stoi moja znajoma pani dyrektor i jeden z nauczycieli. Rodzice witają
się,wysadzają dziecko i odjeżdżają, dziecko wita się przez
uścisk dłoni i wchodzi do szkoły. Szybko i bez bólu...
Mam
zamiar jeszcze tam wrócić, żeby porozmawiać z nauczycielami i
sprawdzić czy drugie wrażenie będzie tak samo dobre jak
pierwsze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz