poniedziałek, 25 marca 2013

Cisza w tramwaju



"Nikt nie powiedział, że człowiek zdyscyplinowany to taki, który w sztuczny sposób stał się cichy jak niemowa i nie drgnie jak paralityk. Taki człowiek staje się upokorzony, a nie zdyscyplinowany. Zdyscyplinowany jest wówczas gdy może być panem samego siebie, tam gdzie trzeba uszanować pewne reguły współżycia. "
(Maria Montessori)

I co Wy na to? Bo moim zdaniem pani Montessori trafia w sedno (często zresztą jej się to zdarza). Jeśli chcemy osiągnąć cel – w tym wypadku zdyscyplinowaną klasę - zastraszając dzieci, to jaką wartość ma osiągnięcie tego celu? Jest on krótkotrwały i nierzeczywisty. Jak tylko dzieciaczki podrosną, to Pani pokażą co potrafią, a jak nie Pani, to się wyżyją na kimś innym...
Kiedy chodzę po mieście incognito (czyli nie jako pani wychowawczyni) i widzę jakąś wycieczkę szkolną lub przedszkolną, to z zainteresowaniem przyglądam się jak sobie radzą z chodzeniem w parach: czy się rozciągają na długość i są dziury w środku, czy się trzymają za ręce, czy jakieś dziecko drepcze z boku „bez przydziału”. Oj ciężko jest wyegzekwować te pary. No i muszę powiedzieć, że nie odnoszę na tym polu spektakularnych sukcesów. Ale jest coś innego, co wychodzi dzieciakom z mojej klasy świetnie. Jest to mianowicie... cisza w tramwaju. A jak to możliwe? Każdy z nas jechał kiedyś w tramwaju lub autobusie z wycieczką szkolną. Raczej chcemy wtedy jak najszybciej wysiąść, nawet na nie swoim przystanku. Dzieciaki głośno rozmawiają, próbują jak to jest jak się niczego nie będą trzymać, rzucają się na wolne siedzenie, wpadają na siebie przy hamowaniu. Panie pokrzykują, jeśli mają jeszcze na to siłę. Dlatego też pierwsza wycieczka z moją klasą jawiła mi się jako wyzwanie, któremu nie da się sprostać... bo ja bardzo chciałam, żeby ta moja klasa pokazała klasę w tramwaju.
Zaczęłam od rozmowy. Gdzie jedziemy, po co, jaka będzie trasa i że jedziemy tramwajem. Potem powiedziałam im, że bardzo mi zależy na tym, żeby zachowywali się w tramwaju kulturalnie, bo będą tam inni ludzie, którym nie powinniśmy przeszkadzać. Powiedziałam im, że mogą między sobą rozmawiać, ale tylko szeptem, bo jak wszyscy zaczną na głos, to harmider zrobi się nie do zniesienia. I oczywiście było też o ustępowaniu miejsca starszym osobom. Lecz to było dla mnie jeszcze za mało – bo tak to jest gdy jest się młodą, gorliwą nauczycielką. Tak więc na przystanku powiedziałam im: „Słuchajcie, jedziemy naprawdę spory kawałek. Ciekawa jestem, czy ktoś z was potrafiłby nie odezwać się przez całą drogę ani jednym słowem...?”. I jak myślicie, czy ktoś się odezwał? Była cisza jak makiem zasiał, ludzie patrzyli na nas dziwnie, a ja chciałam uciszać rozświergotane studentki, które nam tę ciszę psuły. Ale to jest metoda jednorazowa, albo do stosowania w dużych odstępach czasu... Jednakże cisza w tramwaju nadal im (nam właściwie) wychodzi. Może dlatego, że zawsze im mówię jakie to dla mnie ważne i zawsze pamiętam, żeby ich pochwalić jak im się udało. A godziny, w których jeździmy, to są godziny wszystkich starszych pań, które wtedy jadą na kleparz lub pod halę. I kiedyś jedna z tych starszych pań powiedziała mi, że nigdy takich grzecznych dzieci w tramwaju (to nawet było w autobusie!) nie widziała . Wyobrażacie sobie, że serce nauczycielki wtedy rośnie. To też dzieciakom powiedziałam.

1 komentarz:

  1. Pięknie! kupuję pomysł na ciszę w tramwaju. Czekam na następne.

    OdpowiedzUsuń