"Nikt nie
powiedział, że człowiek zdyscyplinowany to taki, który w sztuczny
sposób stał się cichy jak niemowa i nie drgnie jak paralityk. Taki
człowiek staje się upokorzony, a nie zdyscyplinowany.
Zdyscyplinowany jest wówczas gdy może być panem samego siebie, tam
gdzie trzeba uszanować pewne reguły współżycia. "
(Maria Montessori)
I co Wy na to? Bo moim
zdaniem pani Montessori trafia w sedno (często zresztą jej się to
zdarza). Jeśli chcemy osiągnąć cel – w tym wypadku
zdyscyplinowaną klasę - zastraszając dzieci, to jaką wartość ma
osiągnięcie tego celu? Jest on krótkotrwały i nierzeczywisty. Jak
tylko dzieciaczki podrosną, to Pani pokażą co potrafią, a jak nie
Pani, to się wyżyją na kimś innym...
Kiedy
chodzę po mieście incognito (czyli nie jako pani wychowawczyni) i
widzę jakąś wycieczkę szkolną lub przedszkolną, to z
zainteresowaniem przyglądam się jak sobie radzą z chodzeniem w
parach: czy się rozciągają na długość i są dziury w środku,
czy się trzymają za ręce, czy jakieś dziecko drepcze z boku „bez
przydziału”. Oj ciężko jest wyegzekwować te pary. No i muszę
powiedzieć, że nie odnoszę na tym polu spektakularnych sukcesów.
Ale jest coś innego, co wychodzi dzieciakom z mojej klasy świetnie.
Jest to mianowicie... cisza w tramwaju. A jak to możliwe? Każdy z
nas jechał kiedyś w tramwaju lub autobusie z wycieczką szkolną.
Raczej chcemy wtedy jak najszybciej wysiąść, nawet na nie swoim przystanku. Dzieciaki głośno
rozmawiają, próbują jak to jest jak się niczego nie będą
trzymać, rzucają się na wolne siedzenie, wpadają na siebie przy
hamowaniu. Panie pokrzykują, jeśli mają jeszcze na to siłę.
Dlatego też pierwsza wycieczka z moją klasą jawiła mi się jako
wyzwanie, któremu nie da się sprostać... bo ja bardzo chciałam,
żeby ta moja klasa pokazała klasę w tramwaju.
Zaczęłam
od rozmowy. Gdzie jedziemy, po co, jaka będzie trasa i że jedziemy
tramwajem. Potem powiedziałam im, że bardzo mi zależy na tym, żeby
zachowywali się w tramwaju kulturalnie, bo będą tam inni ludzie,
którym nie powinniśmy przeszkadzać. Powiedziałam im, że mogą
między sobą rozmawiać, ale tylko szeptem, bo jak wszyscy zaczną
na głos, to harmider zrobi się nie do zniesienia. I oczywiście było też o ustępowaniu miejsca starszym osobom. Lecz to było dla
mnie jeszcze za mało – bo tak to jest gdy jest się młodą,
gorliwą nauczycielką. Tak więc na przystanku powiedziałam im:
„Słuchajcie, jedziemy naprawdę spory kawałek. Ciekawa jestem,
czy ktoś z was potrafiłby nie odezwać się przez całą drogę ani
jednym słowem...?”. I jak myślicie, czy ktoś się odezwał? Była
cisza jak makiem zasiał, ludzie patrzyli na nas dziwnie, a ja
chciałam uciszać rozświergotane studentki, które nam tę ciszę
psuły. Ale to jest metoda jednorazowa, albo do stosowania w dużych
odstępach czasu... Jednakże cisza w tramwaju nadal im (nam
właściwie) wychodzi. Może dlatego, że zawsze im mówię jakie to
dla mnie ważne i zawsze pamiętam, żeby ich pochwalić jak im się
udało. A godziny, w których jeździmy, to są godziny wszystkich
starszych pań, które wtedy jadą na kleparz lub pod halę. I kiedyś
jedna z tych starszych pań powiedziała mi, że nigdy takich
grzecznych dzieci w tramwaju (to nawet było w
autobusie!) nie widziała . Wyobrażacie sobie, że serce nauczycielki wtedy rośnie.
To też dzieciakom powiedziałam.
Pięknie! kupuję pomysł na ciszę w tramwaju. Czekam na następne.
OdpowiedzUsuń