wtorek, 26 marca 2013

Podróżnicy w papierowych łódkach, szarlotka i pierwszy dzień wiosny

Właściwie to moja klasa ma dwie wychowawczynie. Ja jestem tą, która spędza z nimi więcej czasu, ale jest jeszcze druga, bardzo ważna – pani M. Jak to możliwe, że są dwie wychowawczynie? O tym opowiem kiedy indziej i wtedy okaże się jak bardzo dziwna jest moja szkoła... Ale, w każdym razie, dwie wychowawczynie to świetna sprawa.
Ostatnio ujawnił się dosyć mocno problem z dokuczaniem oraz trudności z przyjęciem do grupy nowych dzieci. Jest to w szkołach na porządku dziennym, ale jednak głowiłyśmy się z panią M. nad mądrą godziną wychowawczą – taką, żeby zrozumieli, ale też się nie znudzili, żeby powiedzieć wszystko to co chcemy, ale żeby nie przegadać i żeby im to zostało w głowach. I wymyśliłyśmy. Akcja zakrojona na szeroką skalę. Była miednica z wodą, papierowe łódki, kamyki, piórka i taka mniej-więcej opowieść:
Dawno temu, w jakimś odległym małym kraju grupa podróżników- żeglarzy wymyśliła, że chce wyruszyć razem w świat. Każdy z nich spakował najpotrzebniejsze rzeczy i prowiant na swoją małą łódkę i wyruszyli z portu wszyscy równocześnie. Postanowili, że mimo iż każdy ma swoją żaglówkę, to jednak chcą trzymać się razem. Podróż okazała się wspaniała. Świetnie im się razem płynęło. Każdy z nich miał przydzielone określone zadanie. Czasem, gdy dopływali do jakiejś wyspy, wyładowywali wszystko na brzeg, szli na polowanie, a potem spędzali wieczór przy ognisku, tańcząc i śpiewając. Ale jednak większość czasu spędzali na morzu. Czasem, gdy morze było spokojne, związywali wszystkie żaglówki razem i tak płynęli. Pewnego dnia, kiedy wypływali z jakiegoś małego portu, dwóch obcych żeglarzy zapytało się, czy mogliby się przyłączyć. Nikt im nie odmówił, chociaż można było wyczuć, że nowi żeglarze nie są witani w grupie z entuzjazmem. Podróżnicy, którzy już tak długo płynęli razem, nie chcieli, żeby ktoś zakłócał to co już wypracowali. W swojej grupie czuli się bezpiecznie, dobrze się znali i było im razem bardzo wesoło. Jednakże, byli dość kulturalnymi ludźmi, więc nie przeganiali nowych przybyszów, pozwolili im płynąć. Mimo że nowi bardzo się starali z wszystkimi zaprzyjaźnić, to jednak cały czas zostawali gdzieś „w ogonie”. W ciągu dnia nikt nie okazywał względem nich agresji, ale czasami w nocy ich łódki były obrzucane kamieniami i ktoś podrzucał im złośliwe liściki. Nowi nie zniechęcali się, płynęli nadal za grupą. I tak upływał im czas. Małe łódki przemierzały ocean w poszukiwaniu przygód...
Pewnego dnia zaskoczył ich potężny sztorm. Sprawy wyglądały niewesoło. Wszyscy żeglarze mieli pełne ręce roboty. Mimo, że zawzięcie walczyli z żywiołem, to jednak dwie łódki zatonęły. Na szczęście wszyscy ludzie zdołali się uratować. Poprzesiadali się na pozostałe łódki i z ulgą kontynuowali podróż. Zauważyli, że w obliczu tego nieszczęścia wszyscy się zjednoczyli i połączyli siły, nawet z dwójką nowych żeglarzy. Teraz zdawało im się naturalne, że są wszyscy razem w grupie i każdy z nich jest potrzebny i ważny.
Historia w oryginalnej wersji mówionej była może trochę bardziej barwna i dodatkowo można ją było oglądnąć, bo pani M. manewrowała łódkami w miednicy z wodą. Potem rozmawialiśmy o tym co mogą symbolizować kamienie, które rzucano na łódki nowych podróżników. Rozmawialiśmy o tym, że one odbierały siły i podtapiały te łódki. A przecież można by te łódki „uskrzydlić”, dodać im odwagi do dalszej podróży. Tutaj pojawiły się piórka, na które dzieciaki dmuchały, aby wznosiły się do góry. Potem wypisaliśmy sobie słowa i zachowania, które mogą być kamieniami i te które mogą być piórkami. I tutaj miał być już koniec, ale koniec był o wiele lepszy... A to dzięki pani M., która zadzwoniła do mnie dzień wcześniej i powiedziała tak: „Słuchaj, bo mi się wydaje, że to będzie takie strasznie poważne. A chciałabym, żeby oni też poczuli jak miło nam może być razem. I jeszcze jest pierwszy dzień wiosny. Może ja upiekę jakieś ciasto i zjemy je sobie na koniec”.
No i zjedliśmy na koniec wszyscy razem przepyszną szarlotkę pani M. Było tak, cicho, przyjemnie i uroczyście. Mimo śniegu, mrozu i szarości za oknem poczułam świeżość tego pierwszego dnia wiosny w naszej klasie i pomyślałam, że dobrze, że pani M. płynie razem ze mną w tej papierowej łódce...

7 komentarzy:

  1. Proszę Pani, czytałam z napięciem, a potem nawet wzruszyłam się. Nieźle mają z Wami te dzieciaki...

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę Pani strasznie mnie się to podoba :) Tak bardzo, że aż mnie się łódka uskrzydla :) Dobrze, że tak dobrze się dzieje.

    OdpowiedzUsuń
  3. och oby więcej na tym świecie takich "gorliwych" nauczycielek aniołów!

    OdpowiedzUsuń