Właściwie to moja klasa
ma dwie wychowawczynie. Ja jestem tą, która spędza z nimi więcej
czasu, ale jest jeszcze druga, bardzo ważna – pani M. Jak to
możliwe, że są dwie wychowawczynie? O tym opowiem kiedy indziej i
wtedy okaże się jak bardzo dziwna jest moja szkoła... Ale, w
każdym razie, dwie wychowawczynie to świetna sprawa.
Ostatnio ujawnił się
dosyć mocno problem z dokuczaniem oraz trudności z przyjęciem do
grupy nowych dzieci. Jest to w szkołach na porządku dziennym, ale
jednak głowiłyśmy się z panią M. nad mądrą godziną
wychowawczą – taką, żeby zrozumieli, ale też się nie znudzili,
żeby powiedzieć wszystko to co chcemy, ale żeby nie przegadać i
żeby im to zostało w głowach. I wymyśliłyśmy. Akcja zakrojona
na szeroką skalę. Była miednica z wodą, papierowe łódki, kamyki,
piórka i taka mniej-więcej opowieść:
Dawno temu, w jakimś
odległym małym kraju grupa podróżników- żeglarzy wymyśliła,
że chce wyruszyć razem w świat. Każdy z nich spakował
najpotrzebniejsze rzeczy i prowiant na swoją małą łódkę i
wyruszyli z portu wszyscy równocześnie. Postanowili, że mimo iż
każdy ma swoją żaglówkę, to jednak chcą trzymać się razem.
Podróż okazała się wspaniała. Świetnie im się razem płynęło.
Każdy z nich miał przydzielone określone zadanie. Czasem, gdy
dopływali do jakiejś wyspy, wyładowywali wszystko na brzeg, szli
na polowanie, a potem spędzali wieczór przy ognisku, tańcząc i
śpiewając. Ale jednak większość czasu spędzali na morzu.
Czasem, gdy morze było spokojne, związywali wszystkie żaglówki
razem i tak płynęli. Pewnego dnia, kiedy wypływali z jakiegoś
małego portu, dwóch obcych żeglarzy zapytało się, czy mogliby
się przyłączyć. Nikt im nie odmówił, chociaż można było
wyczuć, że nowi żeglarze nie są witani w grupie z entuzjazmem.
Podróżnicy, którzy już tak długo płynęli razem, nie chcieli,
żeby ktoś zakłócał to co już wypracowali. W swojej grupie czuli
się bezpiecznie, dobrze się znali i było im razem bardzo wesoło.
Jednakże, byli dość kulturalnymi ludźmi, więc nie przeganiali
nowych przybyszów, pozwolili im płynąć. Mimo że nowi bardzo się
starali z wszystkimi zaprzyjaźnić, to jednak cały czas zostawali
gdzieś „w ogonie”. W ciągu dnia nikt nie okazywał względem
nich agresji, ale czasami w nocy ich łódki były obrzucane
kamieniami i ktoś podrzucał im złośliwe liściki. Nowi nie
zniechęcali się, płynęli nadal za grupą. I tak upływał im
czas. Małe łódki przemierzały ocean w poszukiwaniu przygód...
Pewnego dnia zaskoczył
ich potężny sztorm. Sprawy wyglądały niewesoło. Wszyscy żeglarze
mieli pełne ręce roboty. Mimo, że zawzięcie walczyli z żywiołem,
to jednak dwie łódki zatonęły. Na szczęście wszyscy ludzie
zdołali się uratować. Poprzesiadali się na pozostałe łódki i z
ulgą kontynuowali podróż. Zauważyli, że w obliczu tego
nieszczęścia wszyscy się zjednoczyli i połączyli siły, nawet z
dwójką nowych żeglarzy. Teraz zdawało im się naturalne, że są
wszyscy razem w grupie i każdy z nich jest potrzebny i ważny.
Historia
w oryginalnej wersji mówionej była może trochę bardziej barwna i
dodatkowo można ją było oglądnąć, bo pani M. manewrowała
łódkami w miednicy z wodą. Potem rozmawialiśmy o tym co mogą
symbolizować kamienie, które rzucano na łódki nowych podróżników.
Rozmawialiśmy o tym, że one odbierały siły i podtapiały te
łódki. A przecież można by te łódki „uskrzydlić”, dodać
im odwagi do dalszej podróży. Tutaj pojawiły się piórka, na
które dzieciaki dmuchały, aby wznosiły się do góry. Potem
wypisaliśmy sobie słowa i zachowania, które mogą być kamieniami
i te które mogą być piórkami. I tutaj miał być już koniec, ale
koniec był o wiele lepszy... A to dzięki pani M., która zadzwoniła
do mnie dzień wcześniej i powiedziała tak: „Słuchaj, bo mi się
wydaje, że to będzie takie strasznie poważne. A chciałabym, żeby
oni też poczuli jak miło nam może być razem. I jeszcze jest
pierwszy dzień wiosny. Może ja upiekę jakieś ciasto i zjemy je
sobie na koniec”.
No
i zjedliśmy na koniec wszyscy razem przepyszną szarlotkę pani M.
Było tak, cicho, przyjemnie i uroczyście. Mimo śniegu, mrozu i
szarości za oknem poczułam świeżość tego pierwszego dnia wiosny
w naszej klasie i pomyślałam, że dobrze, że pani M. płynie razem
ze mną w tej papierowej łódce...
Proszę Pani, czytałam z napięciem, a potem nawet wzruszyłam się. Nieźle mają z Wami te dzieciaki...
OdpowiedzUsuńProszę Pani strasznie mnie się to podoba :) Tak bardzo, że aż mnie się łódka uskrzydla :) Dobrze, że tak dobrze się dzieje.
OdpowiedzUsuńdziękuję!
OdpowiedzUsuńwzruszyłam się.
OdpowiedzUsuńoch oby więcej na tym świecie takich "gorliwych" nauczycielek aniołów!
OdpowiedzUsuńNo piękności!!!!
OdpowiedzUsuńcieszę się:)
Usuń