Wczoraj rozmawiałam z
pewnym miłym i elokwentnym panem, który chciał, abym przekonała
go o wyższości szkoły Montessori nad tradycyjną. Moje argumenty
mu się podobały, ale nie uważał ich za wystarczające. Ja też
może nie do końca się przyłożyłam, bo nie wydaje mi się, żeby
każdego należało przekonywać do tej metody. Jednego to zachwyci,
inny stwierdzi, że to niemożliwe i tak się nie da. Ale jak myślę
sobie o mojej edukacji, o tych godzinach spędzonych w ławce i jak
widzę moich uczniów, to naprawdę im zazdroszczę. Na przykład N.,
która chodzi do nas od roku. W poprzedniej szkole szło jej wszystko
świetnie, więc nie pojawiła się u nas – tak jak wiele innych
dzieci – z powodu dysleksji/dysgrafii/dyskalkulii i szczególnego
gnębienia. Pojawiła się z innych powodów. I rozwinęła skrzydła
na całego. Ma pomysł za pomysłem i muszę powiedzieć, z pełnym
szacunkiem, że ¾ z nich realizuje, a więc oto niektóre z jej
prac:
- książeczka z opisem części ciała i ich funkcji u ssaka, płaza, gada, ptaka, ryby
- książeczka o budowie ziemi, z rysunkami i opisem rzecz jasna
- książeczka z rysunkami najważniejszych zbóż i krótkimi informacjami na ich temat
- wykres temperatur w listopadzie
- książeczka z rysunkami i opisami wybranych ssaków żyjących w Europie
- gra planszowa z zadaniami z mnożenia i dzielenia
- książeczka opisująca piaski z różnych miejsc świata (wykorzystała do tego materiał, który mamy w klasie). Do każdego piasku odrysowała małą mapkę, która pokazuje gdzie jest miejsce skąd został przywieziony dany piasek.
- stoi i czeka na lepsze czasy projekt małych książeczek z najważniejszymi informacjami o wszystkich krajach Europy
- ostatnio jest wola do zrobienie pracy o rodzajach chmur
Napisałam akurat o N.,
która rzeczywiście robi wiele rzeczy i wciąż znajduje w sobie
entuzjazm do nowych poszukiwań. Ale ja byłabym szczęśliwa, gdybym
zrobiła choć połowę z tego w czasie mojej sześcioletniej
podstawówki. A byłam bardzo dobrą uczennicą...
Świetny blog! :)
OdpowiedzUsuńDzięki!
Usuń