środa, 21 października 2015

Jak "wychodzić" pieniądze

Kiedy posyłasz swoje dziecko do prywatnej szkoły to płacisz za tę szkołę trzy razy: po pierwsze w podatkach (wszyscy płacimy za szkolnictwo publiczne, z którego nie jesteśmy zadowoleni, więc wysyłamy dziecko do szkoły prywatnej), po drugie płacąc czesne, po trzecie wspierając szkołę własnego dziecka na różnego rodzaju kiermaszach, piknikach, aukcjach i innych tego typu akcjach (bo czesne i pieniądze, które szkoła prywatna dostaje od państwa naprawdę nie wystarczają na wszystkie potrzeby). W Ameryce jest tak samo. Z tą tylko różnicą, ze Amerykanie doszli do perfekcji w fundraisingu, czyli w trzeciej metodzie pozyskiwania pieniędzy na szkołę. Widziałam to na własne oczy dwa tygodnie temu, a właściwie całą akcję obserwowałam już miesiąc wcześniej...
Moja tutejsza szkoła od 14 lat organizuje jesienią akcję pod nazwą Walkathon. Chodzi o to, że w jeden z jesiennych piątków dzieci i nauczyciele chodzą (chętni biegają) naokoło szkoły możliwie jak najwięcej razy. Ale przy okazji tego niepozornego chodzenia wokół szkoły jest zbudowana cała wielka akcja zbierania pieniędzy na szkołę, zwykle na jakiś określony cel (w tym roku było to odnowienie jednej z fasad budynku – wymiana okien i chyba ocieplenie). Celem było zebranie 8 tysięcy dolarów, zostało zebrane 19 tysięcy! Jak to się robi?
Po pierwsze jest jeden specjalnie wyznaczony do tego człowiek, który ogarnia myślą całą organizację, jest przeszkolony i ma dobre pomysły. Ta specjalna pani przyszła do każdej klasy i powiedziała dzieciom jaki jest cel (ile pieniędzy powinna zebrać dana klasa, ile dane dziecko), żeby można było wyremontować fasadę. Dla najstarszych uczniów celem było uzbieranie po 100 dolarów. Powiedziano im, że jeśli każdy z nich uzbiera tyle, to jako middle school będą mieli 2,5 tysiąca dolarów, a jeśli tyle uzbierają, to nagrodą będzie wspólna przejażdżka Hammerem limuzyną. Uzbierali. Każdy uczeń dostaje specjalny formularz, na którym zapisuje każdą osobę, która zdecydowała się ofiarować jakieś pieniądze na szkołę. Dzieci mogą zwracać się do rodziny, przyjaciół, pisać maile lub chodzić po sąsiadach. Akcja rozpoczyna się mniej-więcej miesiąc przed walkathonem i co jakiś czas na tablicy ogłoszeń pojawia się suma, która została zebrana do tej pory. Za każde zebrane, bodajże, 5 dolarów uczeń dostaje gumową cieniutką bransoletkę. W dzień walkathonu te bransoletki staja się walutą – dzieci po odbytym marszu/biegu idą do specjalnie dla nich zorganizowanego „sklepu”, gdzie za bransoletki mogą zakupić chińską drobnicę różnego rodzaju (gumowe piłeczki, figurki, maskotki, naklejki) albo słodycze. Te rzeczy są to darowizny z różnych źródeł – od rodziców, od zaprzyjaźnionych firm. Poza tym klasa, która uzbiera najwięcej pieniędzy dostaje w prezencie jedną dodatkową przerwę w nadchodzącym tygodniu.
W dzień walkathonu każda klasa jest ubrana w koszulki w jednym kolorze przygotowane specjalnie na tę okazję. Wszelkie funkcje porządkowe i przygotowawcze są powierzone rodzicom, którzy wcześniej zgłosili się jako wolontariusze. Są rozwieszone napisy, dookoła szkoły rozstawione są stoliki z wodą, bananami i marchewkami, jest też stolik z pierwszą pomocą. Na całej trasie wokół szkoły, powbijane jeden za drugim w trawnik, stoją banery motywujące poszczególne dzieci do biegu/chodu, ufundowane przez rodziców, albo dziadków. Przed głównym wejściem do szkoły stoją mamy, które odkreślają na specjalnych karteczkach ilość okrążeń przebytych przez każde dziecko. Maksymalna ilość to 32 okrążenia, tyle jest na karteczce, ale są tacy, którzy robią więcej.
Wszystko kończy się grupowym zdjęciem uczniów i nauczycieli oraz podsumowaniem: ile w sumie zebrano pieniędzy, która klasa zebrała najwięcej, który uczeń zebrał najwięcej, który uczeń znalazł najwięcej sponsorów, który uczeń miał najwięcej okrążeń wokół szkoły. I zakupy w szalonym sklepiku za plastikowe bransoletki.
Bardzo to wszystko amerykańskie, tak bardzo, że aż trudno mi było w to uwierzyć w niektórych momentach. Ciężko byłoby to odtworzyć na polskiej ziemi, ale to czego na pewno trzeba się od nich nauczyć to bardzo silnego poczucia przynależności do wspólnoty i dumy z tej przynależności.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz