Jako,
że Cincinnati jest zagłębiem szkół Montessori, to oczywiście
znajduje się tu też Montessori high school (gimnazjum i liceum). W
dodatku jest to szkoła publiczna. Miałam okazję ją zwiedzić w
zeszłym tygodniu. Załapałam się na zwiedzanie szkoły razem z
rodzicami i ich dziećmi, które może będą od przyszłego roku
chodzić do tej szkoły. Po pierwsze zachwyciła mnie pani, która
nas oprowadzała. Uczyła kiedyś w tej szkole, ale jest już na
emeryturze i teraz zajmuje się prowadzeniem szkoleń dla nauczycieli
(chyba jedyny program szkoleniowy Montessori w USA dla nauczycieli
gimnazjalnych i licealnych). Zobaczyłam kobietę pełną entuzjazmu,
otwartą, szczerą i żywo zaangażowaną w to co robi. Witała się
ciepło i serdecznie ze swoimi byłymi uczniami spotkanymi na
korytarzu, z uwagą słuchała pytań rodziców i odpowiadała na nie
ze szczerością i prostotą. Na jedno z pytań dotyczące dalszej
edukacji – wyniki z egzaminów i tego typu sprawy –
odpowiedziała, że oczywiście szkoła przygotowuje uczniów do
pójścia na studia, ale tylko wtedy kiedy ci uczniowie rzeczywiście
tego chcą; głównym zadaniem szkoły jest przygotowanie dzieci do
życia, a nie do tego, żeby dostały się na studia. Oczywiście tym
podbiła moje serce.
Trudno
wyrobić sobie zdanie na temat szkoły jeśli było się tam tylko
dwie godziny – przeszło się przez stołówkę, salę gimnastyczną
(wspaniałą!) i kilka sal lekcyjnych... Ale wyczułam tam dobrą
atmosferę, energię płynącą chyba od wspólnoty. Widać starania
nauczycieli, widać, że szukają najlepszych rozwiązań, że są
otwarci na zmiany, że starają się odpowiedzieć na potrzeby
każdego ucznia... A trzeba wiedzieć, że uczniów jest w szkole
około siedmiuset z różnych środowisk (szkoła jest publiczna więc
uczniowie z rejonu muszą być przyjęci).
Sale
są bardzo pomysłowo i przytulnie zaprojektowane – nie trzeba
koniecznie siedzieć w jednej ławce, zawsze tej samej, można na
podłodze, na pufie. Lekcje odbywają się zwykle na podłodze –
nauczyciele mają specjalny niski stół wokół którego zbierają
się uczniowie. Jest dzwonek sygnalizujący konieczność przejścia
z jednej sali do drugiej (uczniowie w liceum oprócz pracy własnej
mają też tradycyjne jednostki lekcyjne), ale jest on bardzo
delikatny. Byłam też miło zaskoczona kulturalnym i cichym
zachowaniem uczniów na korytarzu. Poza tym weszliśmy na próbę
zespołu perkusyjnego – gdy widzę takie projekty, to moje serce
zawsze bije szybciej i bezwiednie się uśmiecham i mogłabym już
zostać w tej sali z bębniącą młodzieżą. Ujęła mnie jeszcze
jedna rzecz – w oprowadzaniu uczestniczyła dwójka obecnych
uczniów szkoły. Z chęcią opowiedzieli o szkole i odpowiadali na
wszystkie pytania. Wydawało się, że jest to dla nich coś
naturalnego, a nie wyuczona lekcja.
Nie
wiem jaka jest codzienność. Mogę podejrzewać, że mają wszelkie
problemy jakie każda duża, publiczna szkoła ma. Ale doceniam i
podziwiam nauczycieli za pracę, którą tam włożyli, którą widać
nawet przy dwugodzinnej wizycie. Doceniam za stworzenie specjalnego
programu 9co wymagało zapewne przekopania się przez sterty
papierów), za dostosowanie budynku, za pochylanie się nad każdym
uczniem z osobna, za poszukiwanie najlepszych rozwiązań metodą
prób i błędów. No i na dziś to by było tyle. Jeszcze link do ich strony:
http://clark.cps-k12.org/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz