wtorek, 9 kwietnia 2013

Żaglowiec na czasy kryzysu

Bywa ciężko...Czasem jest konkretny powód, a czasem chyba za długo i za intensywnie się działa bez żadnego kryzysu, niekiedy nie pozwalając sobie na spadek formy. I ten kryzys w końcu przychodzi.
Pewnego popołudnia przyszedł tak właśnie znienacka. Mieliśmy już iść na obiad; wtedy jest moment ustawiania się w pary, żeby to jakoś wyglądało. I ja poczułam ogromną niemoc i głos nie wychodził mi z gardła i tak bardzo nie miałam siły powtarzać po raz nie wiadomo który dokładnie tego samego. Moje myśli były w tamtym momencie pewnie takie: „Ile razy można? Do nich nic nie dociera. Tyle w to wkładam wysiłku, tyle razy im powtarzam, a tu nic. To zupełnie nie ma sensu. Ja już nie dam rady.” Skapitulowałam. Na szczęście w pobliżu była pani M2, która mnie uratowała i wzięła ich na obiad. Ja udałam się pospiesznie do domu, żeby mnie za dużo nie pytali, co mi się stało i czy panią boli głowa? Popołudnie poświęciłam na relaks i na rozmyślania nad zjawiskiem wypalenia zawodowego, które nagle objawiło mi się jako realny problem, kiedy wyobraziłam sobie ile takich kryzysów przeżywa nauczyciel w ciągu długich, długich, coraz dłuższych lat swojej pracy. Jaki jest ratunek? Powoli zaczynam tworzyć sobie listę tego co pomaga: inni ludzie, którzy wiedzą o co chodzi (zazwyczaj inni nauczyciele, którzy w danym momencie kryzysu nie przeżywają), rodzina, ciepła kąpiel, czekolada, dobry film o przesłaniu pozytywnym, wspomnienia momentów, kiedy się udało ( na przykład wspólna szarlotka w pierwszy dzień wiosny).
Ja wtedy akurat miałam szczęście, bo ratunek przyszedł do mnie sam. I tak też czasem bywa... Następnego dnia z samego rana, kiedy jeszcze nie do końca byłam pogodzona z moją nauczycielską dolą, wszedł do klasy F. z czwartej klasy, który był moim uczniem przez połowę drugiej i przez trzecią klasę. W ręku torebeczka wyraźnie prezentowa. I zawstydzony mówi: „Proszę pani, bo ja chciałem to pani już dać na koniec roku, ale nie zdążyłem tego zrobić, potem chciałem na dzień nauczyciela, ale też się nie wyrobiłem, potem na Mikołaja... No ale dopiero dziś przynoszę.” I w środku własnoręczny szkic statku (żaglowca) w ramce, i na tym tle napis z podziękowaniem za półtora roku opieki i za pomoc w przewalczeniu tabliczki mnożenia. Jednak chcę być nauczycielką. Obrazek został zawieszony w okolicach mojego biurka, żebym kierowała na niego wzrok w czasach kryzysu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz