Niedawno był w naszej
szkole dzień otwarty. Takie przedsięwzięcie wymaga poświęceń,
bo trzeba zostać w szkole do wieczora, sprawiać wrażenie w pełni
profesjonalnego nauczyciela i odpowiadać na bardzo dużo pytań, z
których większość się powtarza. Takie przedsięwzięcie jest o
wiele trudniejsze, kiedy uczy się w szkole Montessori. Bo takich
dziwów jak u nas, to jeszcze ludzie nie widzieli. O wszystkim dziś
nie będzie, bo byłoby tego sporo... Tylko o grupach mieszanych
wiekowo, dlatego, że jedna pani bardzo się martwiła, że dzieci
się cofają w rozwoju, przebywając w jednej klasie z dziećmi
młodszymi.
Rzeczywiście stworzona
przez Marię Montessori metoda zakłada nauczanie w grupach
mieszanych wiekowo, w przedziałach 3 do 6 lat, 7 do 9 lat i 10 do 12
lat. W praktyce oznacza to, że mam w klasie pierwszoklasistów,
drugoklasistów i trzecioklasistów (w odpowiednich proporcjach – w
sumie dzieci jest 21). Uważam, że jest to warunek nieodzowny, aby
móc tę metodę z powodzeniem stosować. Może niektórym kojarzy
się to z zacofaniem i z małymi wiejskimi szkołami, gdzie wszystkie
dzieci z konieczności były w jednej klasie. Ale tak właściwie,
jeśli chwilę się zastanowimy, to dlaczego wszystkie siedmiolatki
trzeba zamknąć w jednej klasie i broń Boże nie wpuszczać do nich
żadnego ośmiolatka, a już na pewno – dziewięciolatka? Pomijając
to, że są to dzieci, które mogły urodzić się w styczniu, a
mogły też w grudniu, to naprawdę w ich rozwoju i dojrzałości
szkolnej mogą być diametralne różnice. Maria Montessori podała
najprostszy chyba, ale jak bardzo logiczny przykład: rodzina, w
której są dzieci w różnym wieku. Taka rodzina świetnie
funkcjonuje – młodsze dzieci uczą się od starszych, starsze
dojrzewają i stają się odpowiedzialne przy młodszych, opiekując
się nimi. Tak naprawdę to najwięcej problemów mają matki
bliźniaków...
Oczywiście nie wygląda
to tak, że wszystkie dzieci naraz zajmują się tym samym
zagadnieniem, problemem, zadaniem. Oni maja czas zwany pracą własną,
kiedy pracują z materiałem matematycznym, językowym, albo
przyrodniczym. Otoczenie musi być odpowiednio przygotowane i
dzieciaki muszą być wprowadzane w taki system pracy. Ale nauczyciel
nie opędziłby się od pierwszaków, gdyby nie nieocenieni drugo –
i trzecioklasiści, którzy wiedzą jak pracować z wieloma
materiałami i chętnie uczą tych młodszych, albo sprawdzają
poprawność wykonanego zadania. No ale wróćmy do zaniepokojonej
mamy: czy ten trzecioklasista się nie cofa? Ona to rozumie, że dla
pierwszoklasisty to jest świetne, bo on ma za wzór
trzecioklasistów, do których chce równać. No ale te małe dzieci
to chyba ciągną w dół tych starszych.
Próbowałyśmy
wytłumaczyć zaniepokojonej mamie. Nie wiem, czy zmniejszyło to jej
niepokój. Ale tutaj wytłumaczę to jeszcze raz. Ci trzecioklasiści
to dopiero mogą rozwinąć skrzydła! Mogą być opiekunami,
przewodnikami, nauczycielami. Jak mają wytłumaczyć coś czego się
już nauczyli młodszemu koledze, to sami tę wiedzę utrwalają i
aktywnie wykorzystują, a jacy bywają przejęci! Młodszy kolega też
najprawdopodobniej chętniej przyswoi wiedzę przekazywaną przez
kumpla starszego o dwa lata niż przez nauczyciela starszego o
dwadzieścia lat, który już trochę zapomniał jak to było w
podstawówce.
I jest jeszcze jedna
ważna sprawa, o której powiedziała pani M.: jak w ogóle można
powiedzieć, że człowiek traci na kontakcie z drugim człowiekiem,
dlatego, że tamten jest młodszy? Przecież ten młodszy człowiek
ma swój charakter, swoją osobowość, swoje zainteresowania. To
jest po prostu drugi człowiek, który bardzo wiele może dać, nawet
trzecioklasiście.
Całe szczęście, że dziecko w waszej szkole może się "cofnąć", a nie tylko gnać jak oszalałe naprzód, nie mając nawet szansy oglądnięcia się do tyłu.
OdpowiedzUsuńA kiedy uczą się te starsze dzieci? Nie mam doświadczenia z tą metodą, więc zwyczajnie jestem ciekawa. Z tekstu wynika dla mnie, że młodsze uczą się od starszych, starsze utrwalają materiał poprzez uczenie młodszych, a nie wiem właśnie kiedy te starsze zdobywają nowa wiedzę i co w tym czasie robią dzieci młodsze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Joanna
Jest to na tyle dynamiczny proces, że ciężko jest opisać szczegółowo jak to się dzieje. Ale w klasie jest wciąż obecnych dwóch nauczycieli i jeżeli którekolwiek dziecko (młodsze czy starsze) chce popracować z czymś dla niego nowym lub nauczyciel chce wprowadzić nowe zagadnienie, to tak się dzieje. Starsze dzieci nie mają też obowiązku uczyć tych młodszych, te sytuacje raczej pojawiają się na bieżąco i są spontaniczne.
UsuńDziękuję za odpowiedź. Pewnie najsensowniej byłoby zobaczyć "na żywo" jak to wygląda. Moja córka ma niecałe pięć lat i po jej zachowaniu ewidentnie widać, że kontakt z dziećmi młodszymi i starszymi to świetny pomysł. Wydaje się też być bardzo naturalny - na placu zabaw dzieci się przecież nie rozdzielają wg wieku.
UsuńProszę Pani! Mam córkę w przedszkolu Montessori, stoimy przed wyborem szkoły, będę do Pani zaglądać. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło:)
OdpowiedzUsuń