sobota, 19 września 2015

kompromisy

Coś co rzuciło mi się od razu w oczy, kiedy weszłam do klasy w mojej amerykańskiej szkole, to to, że dużo dzieci pracowało na tych samych materiałach, każde osobno, rzadko kiedy parami albo w grupach. Rozejrzałam się pilnie i zobaczyłam wypisane na tablicy obowiązkowe aktywności dla każdego poziomu. Pobyłam jeszcze trochę dłużej i zauważyłam, ze każde dziecko ma skoroszyt z planem na tydzień, gdzie ma wypisane obowiązkowe aktywności i miejsce na podpis nauczyciela koło każdej z nich. Dzieci wykonują swoje obowiązkowe zadania, a potem plączą się za nauczycielem, żeby im je sprawdził i podpisał się na kartce. To mnie trochę zasmuciło i pomyślałam o naszych nieśmiałych próbach wprowadzania planowania, ale indywidualnie z każdym dzieckiem osobno. A i z tego nawet zrezygnowałyśmy w młodszych klasach, bo nie ma wtedy miejsca na odkrywanie, na naturalną ciekawość, na poszukiwanie, obserwację tego co robią inni, na interakcję z otoczeniem. To jest trudne i jest kontrowersyjną decyzją. Bo plan daje nam – szczególnie dorosłym – poczucie bezpieczeństwa („No dobrze, zrobił to, to znaczy, że powinien umieć. A przynajmniej ja to zrealizowałam”). Ale to nie jest Montessori, gubi się ducha i serce tej metody. Nikt nie powiedział, że nauczyciel nie ma mieć planu. Nauczyciel musi mieć tyle planów ile ma dzieci w klasie, ale musi też umieć elastycznie zmieniać te plany i dostosowywać je do potrzeb danego dziecka. Nie chodzi o to, żeby uczeń odhaczył sobie wszystkie obowiązkowe aktywności, zmęczył się i zniechęcił się do jakiejkolwiek następnej pracy. Chodzi o to, żeby wciąż na nowo rozpalać w nim ogień ciekawości, żeby go inspirować i podsuwać to czego w danym momencie najbardziej potrzebuje. Trudne. Wiem.
Rozmawiałam z niektórymi nauczycielami na ten temat i właściwie wszyscy zgodnie twierdzili, że też nie bardzo im się to podoba, ale że jest to rodzaj kompromisu, decyzja podjęta głównie ze względu na niepokoje rodziców, którzy niewiele wiedzą o metodzie Montessori, a chcą widzieć, że ich dziecko idzie do przodu. Ech. Rozumiem. Ale nie popieram.

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że też tak myślisz:) A z mundurkami, to wiem, że to jest ciężki temat...

      Usuń